sobota, 24 stycznia 2015

Attitude

Witajcie po dłuższej przerwie, przepraszamy za to, że tyle czasu nic nie wstawiałyśmy ale brak weny no i przede wszystkim szkoła ;; Ale już jesteśmy, mam nadzieję, że tęskniliście za blogiem.


Czas dobiegał końca a wraz z nim koncert. Gdy chłopacy skończyli już grać, fani ponownie zaczęli krzyczeć ,,Metallica!’’. Po chwili w tłum wyrzucono kilka kostek od gitar oraz ręczniki. Nie zastanawiali się nad pożartowaniem z nich i raz wracaniem, a raz schodzeniem ze sceny. Byli zbyt wyczerpani, bo i tak grali dostatecznie długo. Dave od razu po zobaczeniu kanapy ruszył w jej stronę z nadzieją, że nikt mu się nie wepchnie. Opadł na nią ciężko, wzdychając i zamykając na chwilę oczy. Nie zwróciwszy na niego żadnej uwagi, pozwolił sobie na chwilową drzemkę pomimo hałasu panującego w pomieszczeniu. Z tego co wyłapał, James z Larsem kłócili się o to kto ukradł połowię alkoholu z lodówki. Bawiło go ich zachowanie, jednak nie tym chciał się w tej chwili zająć.  Gdy zaczął powoli udawać się w ,,Krainę snu’’, poczuł jak ktoś ciągnie go za nogę na ziemię. Niespodziewane i bolesne lądowanie  wybudziło go natychmiast. Zerwał się szybko na równe nogi i z oburzeniem szukał sprawcy. Po raz kolejny Cliff nie miał nic innego do roboty jak przeszkadzać komu tylko się da. Nagle usłyszał za swoimi plecami głośne śmiechy należące z pewnością do chłopaków, którzy na chwilę zapomnieli o sporze i chcieli ponabijać się z ofiary Burtona. Mustaine bez chwili zastanowienia rzucił się na kumpla, lądując z nim twardo na podłodze z brązowego dywanu. Przynajmniej nie będzie widać aż tak śladów krwi, zaśmiał się w duchu. Objął szyję brązowowłosego dłońmi i zaczął lekko podduszać. Zapomniał, że on sam w porównaniu do niego miał mniej energii zawsze po koncertach, więc nim się zorientował sam został powalony na plecy. Na szczęście nic więcej się nie stało poza lekkim uderzeniem prosto w twarz z pięści. Widownia na chwilę ucichła, by ponownie wypełnić pokój śmiechem. Jednak nie na długo, gdyż Ulrichowi przypomniało się o alkoholu. Ponownie rozpoczęła się kłótnia, a rudzielec ignorując ich ponownie, zakrył tylko twarz dłońmi. ‘’Zamachowiec’’ mówił w jego stronę kolejne beznadziejne żarty, aby po skończeniu ich, zostawić go w spokoju. Zniesmaczony zachowaniem zespołu wstał jakoś z podłogi i sięgnął kurtkę wiszącą na wieszaku. Po cichu przemknął do wyjścia, kiedy znalazł się na zewnątrz, wziął głęboki wdech. Dookoła panowała prawie kompletna ciemność poza świecącymi się pojedynczymi lampami na ulicach, które dawały tyle światła co pojedyncze świetliki. Chłopak wyciągnął z kurtki zapalniczkę i papierosa, którego po chwili odpalił. Zaciągając się dymem, ruszył powoli w stronę domu. Co jakiś czas widział spacerujące pary lub grupki tak zwanych dresiarzy szukających problemu poza domem. Po skręceniu w kolejną ulicę zauważył bar, który od razu odciągnął od niego zamiar powrotu do domu.  Rozejrzał się dokładnie czy żaden rowerzysta nie nadjeżdża go potrącić i przebiegł szybko na drugą stronę ulicy, wchodząc do baru. Dookoła było sporo porządnie spitych ludzi. Jedni zataczali się do wyjścia, a inni wołali jeszcze po kolejce. Powoli ruszył w stronę budynku, rozglądając się za wolnym miejscem, które cudem wychwycił. Usiadł na obrotowym krzesełku i zamówił swoje ulubione piwo. W końcu kto zabroni mu zaszaleć trochę samemu bez towarzystwa tych idiotów? Trzeźwy musi być za dwa dni, w tym czasie ma wolne, więc może robić co chce. Rozejrzał się jeszcze raz przez męczące go wrażenie, że ktoś z grupy też tu może zaraz przyjść. Za dużo czasu z nimi spędzam, pomyślał. Oparł łokcie o blat baru i zaczął powoli delektować się smakiem alkoholu. Nim się zorientował, zaczął zamawiać kolejne butelki aż nie zasnął w nieodpowiednim miejscu do odpoczynku. Nie pamiętał zbytnio co się działo ani ile spał w tym budynku,jednak wiedział, że miał dziwne sny.
Gdy się obudził prawdopodobnie był już nowy dzień, tak przynajmniej mu się wydawało. Silny ból głowy nie pozwalał mu na swobodne myślenie. Chciał spróbować dalej zasnąć jednak po obróceniu na drugi bok po raz kolejny miał twarde lądowanie na podłodze. Niezbyt wiedząc gdzie jest i jak się tutaj znalazł otwarł z trudem oczy. Pierwsze co ujrzał to sufit, następnie zgaszoną lampę na nim. Odwrócił głowę w bok - kanapa, na dodatek nie jego. Spojrzał się w drugą stronę i zauważył coś więcej. Pomimo panującej nadal ciemności jego wzrok powoli przyzwyczajał się do tego dzięki czemu mógł zauważyć kontury mebli. Zgadywał, że znowu trafił z kimś obcym do łóżka  przez to, że zaszalał z piciem. Oparł się prawdopodobnie o stolik i wstał z ziemi, przeklinając pod nosem nieznośnego kaca. Nie obchodziło go zbytnio czy osoba, u której wylądował śpi czy nie bądź czy jest w domu. Bez zastanowienia ruszył w poszukiwaniu kuchni po drodze, depcząc jakieś papierki i ubrania.  Udało mu się o dziwo trafić nie do kuchni, a do sypialni, w której prawdopodobnie spał właściciel. Przeciągnął się lekko, idąc w stronę łóżka. Bez dłuższego zastanawiania się, czy robi dobrze bądź źle, usiadł na wolnej części obok śpiącej postaci.

-Gdzie masz piwo?